W popkulturze nawet z najbardziej wyeksploatowanego dzieła zawsze da się coś jeszcze wycisnąć. Można przerobić "Gwiezdne wojny" na musical. Czemu nie, skoro wcześniej podobny pomysł na absurdalną przeróbkę zadziałał w paru innych przypadkach? - pisze Robert Sankowski w Gazecie Wyborczej.
Przykład ze słynną serią filmową nie jest wzięty z sufitu. George Lucas i jego LucasFilms jako posiadacz praw autorskich wyrazili właśnie zgodę na realizację wielkiego, przeznaczonego do wystawiania na stadionach spektaklu pod nazwą "Star Wars: A Musical Journey". Będzie to bardziej widowisko multimedialne niż musical w dosłownym tego słowa znaczeniu - na program trwającego prawie półtorej godziny show złożą się przede wszystkim fragmenty filmów oraz muzyka z obrazów grana na żywo przez orkiestrę symfoniczną. Na scenie pojawią się aktorzy, ale mają oni - jak zapewniają producenci londyńskiego przedstawienia, które będzie światową prapremierą przedsięwzięcia - bardziej pełnić funkcję narratorów, niż odgrywać konkretne postaci. "Fani pewnie daliby wiele, żeby usłyszeć C-3PO śpiewającego Don't Cry For Me R2-D2 , ale czeka ich rozczarowanie" - ironizuje brytyjski "The Times". O ile oczywiście za rozczarowanie uznamy ekran prawie trzydziest