Muzyka była od czasów antycznych związana z teatrem dramatycznym. A jednak oddzielana odeń bardzo ściśle. Jeszcze za czasów mej młodości teatr muzyczny był sobie, a dramatyczny sobie. W teatrze dramatycznym, owszem, nawet przygrywała orkiestra, ale w antraktach. Teatr jako synteza wielu sztuk pozostał eksperymentem Wagnerowskim. Udramatyzowanie klasycznych oper udawało się wprawdzie wspaniale Felsensteinowi w Berlinie i udaje się czasem jego następcom. Ale to tylko teatr muzyczny. Niemniej, podziału i granic długo utrzymać się nie dało. Mnożyły się umuzykalnione wodewile i śpiewogry, a były to dziedziny teatru dramatycznego. Aż wreszcie pojawił się musical. W Ameryce. Ameryka dała już światu dwie mody: western i coca-colę. Po drugiej wojnie światowej przybyła trzecia: musicale. Potem doszła jeszcze czwarta: dżinsy. Widowiska musicalowe amerykańskiego typu są arcykosztowne, wymagają imponującej wystawy i kolosalnego corps de ballet. Stąd nie
Tytuł oryginalny
Musicale, Musicale!
Źródło:
Materiał nadesłany
Perspektywy nr 37