Brecht dał takie wskazówki, co do śpiewania songów w "Operze za trzy grosze" (i w innych swych utworach): " Kiedy aktor śpiewa, dokonuje zmiany funkcji. Nie ma nic wstrętniejszego nad sytuację, w której aktor udaje, że wcale nie zauważył, iż właśnie opuścił grunt zwyczajnej mowy i już śpiewa. Trzy płaszczyzny: mowa zwykła, mowa podniosła i śpiew muszą być zawsze od siebie oddzielone... Śpiew nie zjawia się tam, gdzie skutkiem nadmiaru uczuć brak jest słów. Aktor musi nie tylko śpiewać, lecz także pokazywać, że śpiewa". Jan Maciejowski na pewno znał te wskazówki, ale reżyserując ,,Operę za trzy grosze" w Teatrze Narodowym postąpił całkiem inaczej. Włączył songi w tok akcji scenicznej, niejednokrotnie utanecznił je, zamienił parodystyczną "mowę podniosłą" nad łóżkiem poślubnym w śpiewaną parodię operetki, a finał w parodię opery. Miał z tego powstać współczesny musical. W zasadzie trudno rościć pretensje o to sprzenie
Tytuł oryginalny
Musical za trzy grosze
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Warszawy Nr 200