- Jesteś związany od 10 lat z chorzowskim Teatrem Rozrywki. Na otwarcie teatru zrealizowałeś "Huśtawkę", potem były m. in. takie spektakle jak: "Betlejem Polskie", "Opera za trzy grosze", "Cabaret", "Lola Blau", "Skrzypek na dachu", teraz przygotowujesz "Evitę" - wszystkie te tytuły to sztuki muzyczne i musicale... - Tak się złożyło, że na Śląsku znany jestem jako "specjalista" od teatru muzycznego, a przecież nigdzie indziej (poza jednym wyjątkiem - dziecięcą operą "Amal i nocni goście" w Teatrze Wielkim), nie robiłem musicali. Lubię i cenię ten gatunek, bo wymaga od reżysera znacznej biegłości zawodowej. To pociąga. Musical przez to, że jest oparty na muzyce, ma specyficzną konstrukcję. Wymaga operowania skrótem, tu granie jest jak znak na plakacie. Aktor nie ma czasu na to, aby powiedzieć najpierw, że jest biedny, potem że jest głodny, w końcu że chce dostać pięć złotych. W musicalu trzeba wyrazić to wszystko jednocze
Tytuł oryginalny
Musical to wyzwanie - rozmowa z reżyserem Marcelem Kochańczykiem
Źródło:
Materiał nadesłany
Trybuna Śląska Nr 280