Na pewno nie był to musical, wbrew temu, jak był zapowiadany, ale też nie koncert. Widowisko "Forever King of Pop", które w piątek w Ergo Arenie obejrzała tłumna publiczność, najłatwiej byłoby chyba nazwać z angielska "Tribute to" albo po naszemu wypominkami - pisze Przemysław Winter w Polsce Dzienniku Bałtyckim.
Duch samego Michaela Jacksona, a także jego muzyki, był tu przez cały czas wspominany, niemal czczony. Ponaddwugodzinny show pokazał, że jest go za co czcić. "Forever King of Pop" przypomniał wszystkie największe przeboje Michaela Jacksona, ale też jego najsłynniejsze wideoklipy. Była to swoista podróż w czasie, kilka dekad historii światowego show-biznesu. Dziś takie diodowe ekrany, jakie wykorzystywano na scenie, wydają się staroświeckie i śmieszne, ale tak to przecież przed laty wyglądało... Przypomniano też życie króla popu jak na przewijanej wstecz taśmie, od dramatycznej śmierci aż po dzieciństwo - pierwsze muzyczne próby dzieciaka z rodziny Jacksonów. Gdyby ekipa muzyków, śpiewaków i tancerzy "Forever King of Pop" udawała, że tworzy show na miarę występów Jacksona, byłby to tylko kiepski wyrób czekoladopodobny. Scenicznej charyzmy Michaela Jacksona nie sposób podrobić. Ale nie o to tu szło - mimo iż na scenie pojawiło się k