"Niunia" Natalii Fijewskiej-Zdanowskiej w reż. autorki w Teatrze Młyn w Warszawie. Pisze Jacek Sieradzki, członek Komisji Artystycznej XIX Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.
"Z braku laku pracuję na zmywaku". Dobrych kilka miesięcy minęło od oglądania "Niuni" z Teatru Młyn na scenie Staromiejskiego Domu Kultury, a ta nieskomplikowana fraza wciąż dźwięczy mi w uszach. Niczym prawdziwy przebój musicalowy albo porządny schlagwort. Trwałość, rzekłoby się uporczywość tego wspomnienia każe myśleć z pewnym podziwem o tym zupełnie oszalałym przedsięwzięciu, na jakie porwały się panie Fijewskie, reżyserka i dwie aktorki, bodaj najbardziej udane trzy siostry w dziejach teatru polskiego, nie licząc, rzecz jasna, tych czechowowskich. Bo jest oszalałym przedsięwzięciem zamachnąć się na ni mniej ni więcej współczesny musical, dysponując świetlicową salką bez żadnej techniki, jednym pianinem pod ścianą mającym zastąpić całą orkiestrę, tudzież trójką wykonawców, o ile wiadomo, żadnych szkółek współczesnego śpiewania nie kończących. Ba, zaplanować nie staroświecką śpiewogrę, gdzie zwykłej akcji