Wiele razy pisano już o zaskoczeniu i entuzjazmie, z jakimi krakowscy widzowie prapremiery "Wesela" powitali tę sztukę swego rodzimego malarza i poety z ulicy Krowoderskiej. Przyszli zachęceni szansą obejrzenia nowej sztuki na tematy miejscowe, może nawet sensacji towarzyskiej, którą zapowiadały perypetie z zaklejaniem afiszów i plotki o szykującym się skandalu, a stali się świadkami narodzin arcydzieła dramatu narodowego. Jeszcze w czasie trwania spektaklu hetman krytyki, a rektor z urzędu, z hałasem opuszczał buntownicze widowisko; a w finale już było pewne: objawił się nam nowy wieszcz, który zmieni i polski teatr, i polską świadomość artystyczną. Mutatis mutandis (darujcie mi tę łacinę, ona znowu wraca do mody) staliśmy się świadkami podobnego zdarzenia podczas prapremiery "Tanga" Sławomira Mrożka, rok 1965. Mogli się widzowie spodziewać kolejnej groteski, kolejnego dowodu ostrego satyrycznego widzenia i estradowej sprawności popularnego j
Tytuł oryginalny
Mrożek, zawodowiec
Źródło:
Materiał nadesłany
Perspektywy nr 19