Wyszedł z tego raczej Fredro niż Mrożek - o "Indyku" w reż. Andrzeja Hrydzewicza w Teatrze Polskim w Szczecinie pisze Ewa J. Kwidzińska z Nowej Siły Krytycznej.
Mrożek na szczecińskiej Dużej Scenie Teatru Polskiego w reżyserii Andrzeja Hrydzewicza okazuje się być raczej Fredrą niźli sobą samym. Ciekawy to zabieg - płyn zmiękczający, który pozwala na to, by bez większej rozterki wyszedł widz z teatru, nieprzerażony rzeczywistością, ciągle bezpieczny w swojej współczesności. Trudno jednak przywyknąć do myśli, że podglądamy raczej komedię pomyłek, przeistaczającą się chwilami w telenowelę, zamiast gorzkiej rozprawy z obsesjami człowieczeństwa, obleczonej subtelną warstwą groteski. Broni jednak tej interpretacji sam Mrożek w didaskaliach swojego tekstu - bardzo do serca wziął sobie Hrydzewicz sugestie pisarza, by nie prowadzić komedii w stronę groteski i farsy, mimo że "Indyk" jest przecież "melofarsą w dwóch aktach". A szkoda. Widz z teatru wyjdzie zadowolony, choć nie każdy nakarmiony tym, czego się spodziewał. W Mrożkowym "Indyku" Poeta wypowiada znamienne słowa: "O, utrzymanie mamy w tej kar