Sztuki Sławomira Mrożka, wbrew deklaracjom autora, często zalicza się do tak zwanego teatru absurdu. Słusznie czy nie - pozostaje kwestią otwartą. Warto jednak zastanowić się, jak trzeba by definiować teatr absurdu, aby tym terminem można było objąć twórczość Mrożka. W jego dziełach brak przecież kompozycyjnej kolistości, przypisywanej przez badaczy dramatom Becketta i Ionesco; kolistości wyrażającej beznadziejne poczucie braku szans na przełamanie egzystencjalnego impasu, kiedy finał pokrywa się z początkiem. U Becketta Estragon z Vladimirem, jak czekali na Godota, tak na niego czekają, a do Profesora z "Lekcji" Ionesco przychodzi kolejna Uczennica, w celu odbycia swoich korepetycji, których przebieg i brutalny finał będzie zapewne taki sam, jak tylu już poprzednich. Mrożek natomiast stosuje coś, co można nazwać okręgiem odwróconym. Niech za przykład posłuży "Policja" (1958) oraz "Kontrakt" (1986). Dwie te sztuki, które dzieli
Tytuł oryginalny
Mrożek robi sceny
Źródło:
Materiał nadesłany
Dialog nr 2