"Rzeźnia" w reż. Agnieszki Lipiec-Wróblewskiej na scenie Teatru Narodowego w Teatrze Małym w Warszawie. Pisze Janusz Majcherek w Newsweeku Polska.
Łaska teatru na pstrym koniu jeździ: Sławomir Mrożek, kiedyś grany jak Polska długa i szeroka, zniknął ze scen. Od momentu, gdy w 1958 roku zadebiutował "Policja", przez cztery dekady był najważniejszym polskim autorem teatralnym. Kochali go widzowie i aktorzy. Określenie "jak z Mrożka" weszło do potocznego języka. W Mrożku specjalizowali się mistrzowie reżyserii: Axer, Dejmek, Jarocki. - Jan Klata, Agnieszka Olsten - zarzucają Mrożkowi, że jego teksty są papierowe, bo mówią "pełnymi zdaniami, którymi teraz się nie komunikujemy". Rzeczywiście sztuki autorów nowej generacji, zwanych brutalistami, kręcą się w obrębie kilkudziesięciu słów, dawniej uważanych za obraźliwe. Ale w tych komunikatach młoda widownia lepiej rozpoznaje swoje problemy niż w eleganckich paradoksach Mrożka. A gdy już się zdarzy, że ktoś się zainteresuje Mrożkiem, to powstaje coś takiego jak "Rzeźnia" [na zdjęciu scena z przedstawienia] w Teatrze Narodowym w reżyse