Autor napisał "Wielebnych" lewą ręką, a reżyser zainscenizował tę sztukę nogą. Ongiś, w połowie lat osiemdziesiątych, w przeciągającej się haniebnie przerwie jednego z meczów o wszystko polskiej reprezentacji futbolowej na murawę chorzowskiego stadionu wbiegł zażywny jegomość po czterdziestce, rozłożył kocyk i dał tyleż szybki co nieoczekiwany pokaz jogi. Im dłużej i efektowniej wkładał głowę między pośladki, wymachiwał piętami koło uszu, tym bardziej nie rozumiał, dlaczego publiczność na stadionie wyje i tupie. Przecież wszystko zrobił jak trzeba! Ten obraz powracał do mnie uporczywie podczas polskiej prapremiery "Wielebnych" Sławomira Mrożka. Reżyser spektaklu Jerzy Stuhr był właśnie jak ów jogin czy gimnastyk. Wykonywał jakieś podejrzane skłony i przysiady w oczekiwaniu na huragan śmiechu i braw. Tymczasem widownia przyszła na mecz, pojedynek Mrożek kontra polski antysemityzm, z dogrywką w postaci rozra
Tytuł oryginalny
Mrożek i gimnastyka
Źródło:
Materiał nadesłany
Przekrój nr 28