Drobne, nieustanne przeobrażenia sprawiły, że przedstawienie zmieniło się w wymiarze całościowym, jakby spokorniało, zmniejszyło się. Nie jest to jednak skarlenie - o "Oczyszczonych" w reż. Krzysztofa Warlikowskiego z TR Warszawa prezentowanych na międzynarodowym festiwalu PoNTI w Porto pisze Hubert Michalak z Nowej Siły Krytycznej.
Trudno zrozumieć, dlaczego trzeba wyjechać za granicę, żeby zobaczyć jedno z największych polskich przedstawień początku wieku. Takich decyzji nie tłumaczą zakulisowe rozgrywki, nieporozumienia instytucjonalno-artystyczne, nie tłumaczy ich nic. Wszelkie żale jednak idą w niepamięć, gdy rozpoczyna się ów spektakl, nawet, jeśli dzieje się to w odległym Porto, na północy Portugalii. "Oczyszczeni", bo o tym spektaklu mowa, to przedstawienie w nieustannym ruchu. Krzysztof Warlikowski, obecny podczas pokazów, dba o swoją inscenizację i nie pozwala jej otoczyć się skorupą rutyny. Drobne, nieustanne przeobrażenia sprawiły, że przedstawienie zmieniło się w wymiarze całościowym, jakby spokorniało, zmniejszyło się. Nie jest to jednak skarlenie, nie ma mowy o nikczemności czy małości w jej negatywnym znaczeniu. To, co się pojawiło, to raczej pewna oszczędność, odrapanie spektaklu z elementów, które go usztuczniały. Uzwyczajnienie i zbliżenie do