"Mechaniczna pomarańcza" w reż. Jacka Bunscha w Teatrze Ludowym w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.
Zrobić z "Mechanicznej pomarańczy" Burgessa spektakl nużący i obojętny to spora sztuka. Jackowi Bunschowi się to udało. Nie bez winy jest adaptacja; spektakl opiera się na scenicznej wersji powieści przygotowanej przez samego Burgessa, któremu jednak lepiej wychodziła proza niż dramat. Adaptacja jest solennym streszczeniem powieści - scena następuje po scenie, od czasu do czasu bieg akcji uatrakcyjniany jest songami. Tutaj udanymi - muzyka Janusza Grzywacza to jeden z lepszych składników przedstawienia. Skoro songi, to pierwszym skojarzeniem jest Brecht, przedstawienie grane jest więc z tzw. dystansem, sprowadzonym do drętwej recytacji. Niektórzy aktorzy recytują naturalniej (Tadeusz P. Łomnicki - Kapelan), inni dodają postaciom poczciwości (Kajetan Wolniewicz - Aleksandrowicz), jeszcze inni grają zamaszyście, jak w sztuczce obyczajowej (Jarosław Szwec - Strażnik i Policjant, Jacek Wojciechowski - dr Brodzki). Największy dystans prezentuje Małgorzata Ko