"Burza" Williama Shakespeare'a w reż. Pawła Miśkiewicza w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Przemysław Skrzydelski w miesięczniku wSieci Historii.
Adaptacja "Burzy" w Teatrze Narodowym rozrosła się do rozmiaru eseju o wszystkim, zatem o niczym. Paweł Miśkiewicz chyba przesadził z tą wiarą w pojemność Szekspirowskiej opowieści. Kłopot z tym przedstawieniem rozpoczyna się, jeszcze zanim zasiądziemy, by je obejrzeć. Chyba każdy chciałby rozszyfrować sekret dziwnie skompilowanego tytułu, którym Paweł Miśkiewicz zatytułował inscenizację. Otóż to nie "Burza" Szekspira i nawet nie "Burza" według czy na podstawie autora, jak czasem uczciwie - choć nadal za rzadko - określa się na afiszu daleko idące zmiany wobec oryginału tekstu, lecz "Burza Williama Szekspira". Co to oznacza? Przed samym spektaklem winno to dawać nadzieję, że zobaczymy teatr nad wyraz wierny temu, co napisał mistrz, ale dość szybko się okazuje, iż to paradoks, żart, zgryw, a może wabik na widza - nie wiem. Realizacja Miśkiewicza jest bowiem sztandarowym przykładem tzw. przepisywania na scenie. Wcale nie stawiałbym na to,