EN

27.04.1997 Wersja do druku

Można i tak, tylko po co?

"Korowód" Arthura Shnitzlera, ostatnia premiera w "Ateneum" to dwie godziny świetnej zabawy i 10 znakomitych ról do zagrania. Aktorzy tej szansy nie zmarnowali. Napisana 100 lat temu przez austriackiego autora sztuka, nie gorszy dziś jak przed laty. Zawierane przypadkowo związki, pokazano z wdziękiem, bez obscenicznych gestów czy sytuacji, jakich dziś pełno w sztuce obrazu. A jednak ma się wrażenie, że autor, który ukończył studia medyczne i pracował wiele lat w wiedeńskich szpitalach, traktuje swoich bohaterów bardziej jak pacjentów niż pełnowymiarowych ludzi. Stawia diagnozę chłodno, choć nie bez sympatii dla chorych. To, co ich dręczy to pustka, bez wątpienia. Czy jednak istnieje na nią recepta? Jeśli nawet jego sztuki były owocem specjalizacji, jakiej Schnitzler poświęcił kawał swego życia - mianowicie hipnozy - w czasie hipnotycznych seansów nie dowiedział się on za wiele o swoich bohaterach. Bo, że wszyscy łakniemy miłości - to truizm

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Można i tak, tylko po co?

Źródło:

Materiał nadesłany

Gość Niedzielny nr 17

Autor:

KAROLINA

Data:

27.04.1997

Realizacje repertuarowe