„Amadeusz” Petera Shaffera w reż. Norberta Rakowskiego w Teatrze Miejskim w Gliwicach. Pisze Małgorzata Pabian z Nowej Siły Krytycznej.
Historyczne kostiumy, wyjątkowa muzyka i klimatyczna scenografia gliwickiego „Amadeusza” przenoszą nas do końca XVIII i początków XIX wieku, do tętniących przepychem pałaców i nobliwych osobistości Wiednia, pośród których realizuje swój talent tytułowy kompozytor. Spektakl Teatru Miejskiego w reżyserii Norberta Rakowskiego wydaje się być świeżym spojrzeniem na tekst Petera Shaffera, który znany jest najbardziej z filmowej ekranizacji Miloša Formana. Portret Wolfganga Amadeusa Mozarta (ze wszystkimi jego cieniami i blaskami), jaki otrzymujemy, nie jest jednak wystarczająco oryginalny, by poruszyć „piedestał”, raczej to działania pozorne.
Spektakl inicjuje monolog starego, spodziewającego się śmierci Antoniego Salieriego – muzycznego konkurenta Mozarta – który podsumowuje życie. Chwilę później, w retrospekcji, kontynuuje narrację jako młody człowiek. Przesiewa swoją historię przez pryzmat nienawiści do bardziej utalentowanego od siebie kompozytora. Na tyle zazdrości mu talentu, że robi wszystko, by go zniszczyć. Amadeusz pokazywany jest jako człowiek pełen specyficznych upodobań i słabości, hardy, łamiący towarzyskie obyczaje i niestabilny emocjonalnie. Poznając kulisy jego życia, oglądamy też życie cesarskiego dworu, przepełnione układami, intrygami i romansami.
Pomysł ukazania geniusza z perspektywy największego wroga ma potencjał dramaturgiczny, ale jego urzeczywistnienie na scenie jest męczące. Zasadniczym problemem jest osoba narratora, Salieriego (Błażej Wójcik). Jego monologi są momentami nużące, nie wprowadzają istotnych informacji, brakuje im dynamiki zdarzeń, zwłaszcza w pierwszej połowie spektaklu. Trudno zanurzyć się w tej historii o zawiści i talencie, brakuje oczekiwanych emocji. Niektóre postaci zdają się nie pełnić żadnej funkcji dramaturgicznej oprócz pozorowania obecności świty czy tłumu (na przykład w scenie oglądania opery). Nie wyróżniają się charakterem, nie wchodzą w relacje z bohaterami pierwszego planu.
Ascetyczna scenografia Marii Jankowskiej wykorzystuje projekcje (Wojtek Kapela) do kreowania efektownych wnętrz. Ruchoma ściana z wybitą dziurą w środku raz pełni funkcję swoistego okna na dalszy plan sceny (na przykład na monologującego starego Salieriego), innym razem staje się sufitem z otwarciem na inny wymiar. Meble z epoki, fortepian – nic zaskakującego, ale już w kostiumach Krystiana Szymczaka dzieje się coś ciekawego. Każda postać (poza Mozartem) ubrana jest na czarno, stroje są bogato zdobione falbanami i koronkami, jak przystało na ówczesną modę, lecz nie indywidualizują bohaterów. Zlewają się w jedną masę, tło dla odzianego w kolorowe szaty Mozarta, tym bardziej staje się on wyjątkową osobistością.
Mateusz Trzmiel idealnie oddał nietuzinkowość postaci Amadeusza. Pozbawione stosowności zachowania, rozbiegane spojrzenie, słowem geniusz a zarazem dziwak. W jednej scenie obserwujemy, jak Mozart bez najmniejszego zawahania powtarza każdą nutę usłyszanej kompozycji, a już chwilę później frywolnie zabawia się z przyszłą żoną, Konstancją.
Peter Shaffer
„Amadeusz”
tłumaczenie: Bogumił Trelkowski
reżyseria: Norbert Rakowski
premiera: 17 czerwca 2021, Teatr Miejski w Gliwicach
występują: Karolina Olga Burek, Anna Maria Moś, Katarzyna Wysłucha, Przemysław Chojęta, Rafał Domagała, Mariusz Galilejczyk, Cezary Jabłoński, Łukasz Kucharzewski, Maciej Piasny, Krzysztof Prałat, Mirosław Rakowski, Kornel Sadowski, Mateusz Trzmiel, Błażej Wójcik
Małgorzata Pabian – studentka sztuki pisania i filologii polskiej na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach, pasjonatka literatury i teatru.