"Czarodziejski flet" w reż. Achima Freyera w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Jacek Sieradzki w Przekroju.
Miał być czarodziejski flet, wyszła szkółka z Bolkiem i Lolkiem. To już szósta inscenizacja "Czarodziejskiego fletu" w wykonaniu Achima Freyera, światowej sławy niemieckiego specjalisty od oper. Czy nie nadwerężył już czasem swojej inwencji interpretacyjnej? Mozartowską baśń o ludzkiej drodze przez las prób do dojrzałości, do spełnienia się przez miłość, umieścił w klasie szkolnej - zakładając, że to tu dokonuje się nauka życia w kapitalizmie z jego wyścigiem szczurów. Walką o duszę Tamina obarczył ciało pedagogiczne. Mag Sarastro ma nie tylko etat dyrektora, ale i atrybuty dyktatora; jego pedle to oprawcy w spiczastych kapturach Ku-Klux-Klanu, zaś Królowa Nocy pełni funkcję opozycjonistki. Reżyser udzielił paru wypowiedzi sugerujących związek przedstawienia z dzisiejszą kondycją państw bloku wschodniego. Kierunek jego rozumowania ilustruje program wypełniony portretami Marksa, Mussoliniego, Castro, Lenina, Kim Ir Sena. Miejsca dla wi