"Bastien i Bastienne" Wolfganga Amadeusza Mozarta w reż. Jarosława Kiliana w Polskiej Operze Królewskiej. Pisze Jacek Marczyński w Ruchu Muzycznym.
Czy jeśli utwór sceniczny wyszedł spod ręki dwunastolatka, to znaczy, że jest propozycją dla jego rówieśników? I czy dorośli mają im jedynie towarzyszyć w wyprawie do teatru, czy też sami powinni zainteresować się tym dziełem na poważnie, skoro autorem jest mały geniusz Wolfgang Amadeus Mozart? Oto dylematy, które towarzyszą każdej inscenizacji "Bastien und Bastienne". To przecież jeszcze nie pełnoprawna opera, taką Mozart skomponował mniej więcej rok później. Na razie zadowolił się prostszą formą singspielu, który miał zresztą służyć towarzyskiej rozrywce i nie był przeznaczony na prawdziwą scenę teatralną. Tam trafił dopiero w 1890 roku, gdy cały dorobek Mozarta obrósł patyną i nabrał wielkości. Co dziś można zrobić z tym skromnym dziełkiem? Ma prościutką fabułę, a uczuciowe podchody i umizgi, będące podstawą akcji, odległe są od opowieści, którymi pasjonują się młodzi gracze gier komputerowych i fani świata fanta