"Łysa śpiewaczka" w reż. Macieja Prusa w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Marek Kubiak w serwisie Teatr dla Was.
Kto by dzisiaj chciał wracać do "Łysej śpiewaczki"? Wydaje się, że na jej temat powiedziano już wszystko i przepracowano ten tekst na tyle możliwych sposobów, że nikogo już nie zaskakuje osobliwość dramatu Ionesco. Zatem kto? Ano ten, kto - choć to nie takie proste - z pokorą raz jeszcze pochyli się nad tym utworem, uwolni się od tego, co już dawno o nim słyszał, czytał i wiedział wcześniej. Dzięki temu właśnie Maciejowi Prusowi udało się stworzyć inscenizację świeżą i idealnie wprost odnoszącą się do naszej współczesności, do czasów, w których zalewa nas zewsząd potok słów bez kompletnego związku i znaczenia. XXI wiek wraz ze swoją łatwością w dostępie do codziennego komunikatu, krótką żywotnością werbalnego przekazu liczoną już niemalże w minutach, papką słowną, którą żywią nas media i pauperyzacją języka potocznego, sprowadzanego już niejednokrotnie do narracji komiksowej boom-bach-bach, rozleniwił nas do tego stop