EN

17.04.2000 Wersja do druku

Most na rzece snu

Rudolf Zioło, reżyser "Snu nocy let­niej", poezję zastąpił paleniem ma­rihuany, zmysłowość paradą damskiej bielizny, a namiętność kochanków rzu­caniem kobiet na ściany. Po filmach Tarantino to jednak za mało, by kupić publiczność. Zioło i Witkowski, jego scenograf, zmie­nili scenę Teatru Polskiego w metalowy keson, czyli w basen, dzięki któremu na dnie rzeki zwykle buduje się przęsła mo­stów. W powodzi płynących ze sceny nie­zrozumiałych dźwięków może to być alu­zja do dykcyjnej niedyspozycji zespołu. Dobrze, że żelazny most widać nad sceną niemal cały czas. Duszki Oberona i Tytanii mogą się gdzieś chować, zmęczone po­zowaniem do tej czarno-białej płaskorzeź­by. Problem nawet nie w tym. że siermiężność inscenizacji zabiła dowcip i poetyckość tekstu, ale że trzeba by młodej pu­bliczności godzinami tłumaczyć, co to estetyka konstruktywizmu, dlaczego pół wieku temu kolorowy film był towarem luksusowym i co z tym ma

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Most na rzece snu

Źródło:

Materiał nadesłany

Gazeta Dolnośląska nr 91

Autor:

Leszek Pułka

Data:

17.04.2000

Realizacje repertuarowe