Chociaż pytanie o to, jaki sens ma wystawianie dziś na scenie historii o Jimie Morrisonie, pozostaje bez odpowiedzi, "Jeździec burzy" w teatrze Rampa warty jest obejrzenia. Powodów jest kilka. Przede wszystkim - muzyka. Wykonywana na żywo stanowi najważniejszą wartość spektaklu. Doskonale znana, ale ciągle poruszająca, bardziej świadczy o losach legendarnego zespołu niż bełkotliwe, żałosne teksty wygłaszane przez zapijaczonego i zaćpanego Jima Morrisona, (których jednak nie dało się uniknąć). Przed premierą reżyser musicalu Arkadiusz Jakubik nie ukrywał, że wiele osób odradzało mu przekładanie tekstów piosenek The Doors na język polski. Jakubik podjął jednak, wydawałoby się, ryzykowną próbę - i wyszedł z niej zwycięsko. Piosenki po polsku brzmią świetnie, nic nie straciły ze swojej wartości, udało się zachować ich poetykę. Fabułę musicalu oparto na prostym pomyśle - chodziło o pokazanie losów Morrisona i jego zespołu. Nie jest
Tytuł oryginalny
Morrison, czyli Rychcik
Źródło:
Materiał nadesłany
"Życie Warszawy" nr 225