"Wesoła wdówka" w reż. Annette Wolf w Teatrze Wielkim w Łodzi. Pisze Adam Czopek w Naszym Dzienniku.
By zniechęcić widzów do operetki, wystarczy ją oddać w ręce reżysera pozbawionego wyobraźni i wypranego z poczucia humoru, którego śmieszą dziurawe skarpetki i dla którego wieczna przepychanka chóru oznacza dynamiczną akcję. Coś takiego jak lekkość, wdzięk i czytelność intrygi staje się tylko uciążliwym dodatkiem, którym nie ma sensu się przejmować. Na scenie królują pseudomarmury, niby-greckie kolumny, sztuczne palmy i fałszywe "Rubensy". Kostiumy są obrazem zupełnego bezguścia, na dodatek każdy pochodzi z innej szafy. Tak właśnie wygląda najnowsza inscenizacja tej arcypopularnej operetki. Pierwszy akt mija nam na wzajemnych przepychankach pretendentów do ponteverdyjskich milionów Hanny Glavari, która pojawia się w Paryżu jako majętna wdówka. W drugim potykamy się o kolorowe szmatki gęsto zaścielające podłogę. W trzecim mamy sobie wyobrazić, jak wygląda najgorszy z paryskich kabaretów. Wszystko to ozdobione ogranymi, pretensjonal