Opowieść, która snuje się z ust aktorów, kierowana jest do widzów chcących słuchać. Wzrokowcom ciężko jest zbierać plon. O spektaklu "W domu" w reż. Moniki Powalisz w Teatrze im. Jaracza w Olsztynie pisze Ada Romanowska z Nowej Siły Krytycznej.
"W domu" to sztuka, która rozgrywa się w głowie widza - tak można określić najnowszą produkcję serwowaną na scenie kameralnej Teatru Jaracza. Ale tak naprawdę sztuka z teatralnych desek przenosi się do głowy widza. Nie ma jednak teatru wyobraźni, mimo iż spektakl właśnie w wyobraźni ma swoje odbicie. Brakuje tego, co pozwala łączyć fakty, co zaskakuje, każe szukać odpowiedzi na pytania. Jednak myśl "W domu" nie należy do łatwych, prostych i przyjemnych. Spektakl mówi uczuciach, które dzielą, a nie łączą ludzi, a do tego dochodzi jeszcze temat eutanazji "na życzenie". Jednak reżyserka nie pokazuje cierpienia. Nie ma łez, bólu, braku sił - nie ich namacalnych - można sobie wiele dopowiedzieć "W domu" nie jest sztuką dynamiczną i właściwie nic nie dzieje się na scenie. Do tytułowego domu przyjeżdża Zelda (Milena Gauer), która kiedyś z niego uciekła. Można się domyślić, że z rodzinnego gniazda wypchnęły ją właśnie rodzinne kontak