"Krzyk" w reż. Andrzeja Pieczyńskiego w Teatrze im. Osterwy w Gorzowie Wlkp. Pisze Renata Ochwat w Gazecie Lubuskiej.
Kiedy aktorka Marzena Wieczorek grająca Maniusia Świerszcza zaczyna spowiedź, widzowi cierpnie skórka na grzbiecie. A potem trudno jest wstać z fotela i zacząć się uśmiechać do znajomych. Zaczyna się fajnie. Na scenę wjeżdża odjechany gostek ubrany w dresowe spodnie, flanelową koszulę w kratę i kreszową bluzę z dyndającymi błystkami na ryby. Opowiada o sobie, że jest imitatorem głosów. Bzyczeć nie bzykać Potrafi naśladować wszystkie dźwięki świata, nawet najbardziej wydumane. I płynie sobie opowieść o płynącej wodzie, cieknącym kranie. Aż nagle Maniuś dochodzi do trzmiela. Opowiada o tym, jak robił dźwięk i nagle zawiesza się na stwierdzeniu "bzykać". Nieopatrznie Maniusiowi wymyka się to stwierdzenie i potem przez chwilę przekonuje, że on bzyczy, nie bzyka. A potem zaczyna się horror. Maniuś spowiada się ze swego życia. Opowiada o tym, jak pierwszy raz zgwałcił go własny ojciec, jak cała rodzina wiedziała, co się dzi