W zapowiedziach na pierwszy plan wysuwała się wiadomość o hektolitrach wody wylewanej w tym przedstawieniu. Na premierze "wodna" sceneria dała okazję do niejednego kuluarowego żartu, ale ekscentryczny pomysł sprawdził się, chyba zresztą bardziej niż pozostałe elementy spektaklu. Scenografia Borisa Kudlićki jest zarazem wyrafinowana i ascetyczna, a całe jej tworzywo stanowią mrok, światło i woda (podawana na scenę za pomocą urządzeń, których nazwy są zapewne znane ekspertom od pożarnictwa). To właśnie mrok, światło i woda wspaniale organizują przestrzeń dramatu przez opalizujące, chłodne barwy i ruchome faktury, budowane z mgły, pyłu wodnego, kropli i strug deszczu, rozprysków i odblasków na falującej, czarnej tafli wody. Świat cieśnin i fiordów Północy, wykreowany na scenie Opery Narodowej, wydaje się nieprzytulny, zimny i abstrakcyjny, ale obrazy te mają zarazem fascynującą, nostalgiczną urodę i coś z atmosfery czarno-bia
Tytuł oryginalny
Mokra robota
Źródło:
Materiał nadesłany
Ruch Muzyczny nr 9