To były dobre chwile w Teatrze Śląskim - 16 lutego, na promocji "Fizymatentów" i świętowaniu moich 88. urodzin. Wydaje mi się, że zeszła się jakaś rodzina albo wspólnota, by pobyć ze sobą choć chwil parę - pisze Kazimierz Kutz w Gazecie Wyborczej - Katowice.
Spotkanie było naturalne i autentyczne i przeobraziło się w swoisty kabaret dzięki silnej rączce Aleksandry Klich i Adamowi Michnikowi, który był gościem głównym (wszak to impreza GW), bo to on 12 lat temu zaproponował mi pisanie felietonów. Chciał, abym pisał do edycji ogólnopolskiej, ale wymogłem na nim edycję śląską, by móc docierać do mieszkańców województwa katowickiego, a zwłaszcza do Ślązaków rdzennych, bo oni są jak pszczółki bez miodku. Moje listeczki (z francuskiego "feuilleton") są miniprzypowiastkami z krztyną refleksji i dowcipu. A także złośliwości na chamstwo, które zasługuje na kopa. Teraz ukazał się ich wybór książkowy (z ponad 700 wybrano 150) i w ten sposób zaistniał fakt literacki, co - daj Boże - może zagościć na niejednej półeczce przy kominku albo kafloku. Na spotkaniu było jak na kortach tenisowych: Klich wystawiała Adamowi piłkę, on smeczował w moją głowę, a ja starałem się piłkę odbić na ich