Zdjęcia do "Papuszy" kolidowały z jego rolą w poznańskim Teatrze Polskim. Wybrał film. - Odetchnąłem z ulgą po odejściu z teatru, sam sobie organizuję życie, pracę, na ile to możliwe, spotykam się z ludźmi, rozmawiamy - mówi ZBIGNIEW WALERYŚ. Jeździ z monodramem "Ja jestem Żyd z Wesela", z poezją Mickiewicza, gra.
Zbigniew Waleryś (57) usłyszał kiedyś od dyrektora jednego z teatrów, że nie wygląda jak Żyd, tylko jak trzech Żydów. Jego znakiem firmowym jest od wielu lat broda. - Najwidoczniej muszę pasować do jakiegoś stereotypu - mówi aktor, odkryty dla szerokiej publiczności dzięki Joannie i Krzysztofowi Krauze i ich filmowi "Papusza". Nauczył się podstaw gry na harfie Zbigniew Waleryś jest przykładem na to, że dla dobrego aktora na świetną rolę nigdy nie jest za późno. Ta przyszła, kiedy miał ponad 50 lat. Jako Dionizy Wajs w "Papuszy" zachwycił, choć rola była bardzo wymagająca nie tylko aktorsko, ale i językowo, fizycznie, nawet muzycznie... - Musiałem uczyć się podstaw gry na harfie i języka romskiego - opowiada. - Na tyle przynajmniej, by dobrze akcentować, by wiedzieć, co mówię. A to język bardzo trudny - przyznaje pan Zbigniew, urodzony w Wąsoszu koło Góry na Dolnym Śląsku. Każda jego kwestia oceniana była przez partnerujących mu Ro