"Pokojówki" w reż. Eweliny Pietrowiak w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Jerzy Pilch w Polityce.
Moja miłość do aktorki Joanny Pokojskiej eksplodowała na przedstawieniu "Pokojówek" w teatrze Ateneum i dalej jest wybuchowa. Michaił Bułhakow - jakby tę dziewczynę zobaczył na scenie - umarłby z zachwytu; do tego stopnia jest to uroda i osobowość bułhakowowska. Rozumiem przez to osobliwe połączenie magii, tajemnicy i rzemiosła. Elementarną zasadą "Pokojówek" jest przeistoczenie, trwa w tym dramacie nieustanna egzystencjalna przebieranka. Pokojska - co widać gołym okiem - aktorski dar przeistaczania dostała wprost od Pana Boga. Raz jest czystą zmysłowością, raz tandetną kabotynką, raz ordynarną sługą, raz pełną skrywanych namiętności heroiną, raz cwaną plebejuszką, raz wyrafinowaną arystokratką, raz zabójczynią z plamą krwi na obliczu, raz niewinnym dzieckiem, raz postacią tragiczną, raz babą-komikiem. A jak tańczy albo jak poprawia (zmienia) przed lustrem makijaż, albo jak nakłada perukę, albo wdziewa suknię czerwoną - szkoda ga