EN

14.12.2017 Wersja do druku

Moja filmowa katastrofa

- Dopóki nie zostałem wyrzucony z uczelni, czułem się w Łodzi pewnie. Ale tak jest ze mną zawsze. Albo jestem na świeczniku, albo rozpadam się na tysiąc kawałków. Jestem wodzem albo zerem - mówi Krystian Lupa w książce "Koniec świata wartości", której fragment prezentujemy.

Łukasz Maciejewski: Po wejściu do twojego pokoju natychmiast rzuca się w oczy obraz Brigitte Bardot. Krystian Lupa: To dzieło Zbysława Marka Maciejewskiego, twojego wuja. Na drugim roku studiów w Akademii Sztuk Pięknych wymyśliliśmy ze Zbyszkiem, że obaj namalujemy portrety BB. Ł.M.: Dlaczego BB? K.L.: Miałem fioła na jej punkcie. Mój szkolny przyjaciel Eryk P. kochał się w Bardot, była dla niego obiektem tajemnych inicjacji, szaleńczych erotycznych fantazji. Zaraził mnie tym i kiedy on już dawno o niej zapomniał i zajął się konkretniejszymi i bardziej osiągalnymi tematami, ja pozostałem wierny. Nawet jeszcze dziś coś z tego zostało. W moim afekcie było mniej seksu, więcej... metafizyki. (śmiech) Ł.M.: Bardot jako gejowska diva? K.L.: Gwiazda... To istota, o której stale marzysz, ale cel i natura tego marzenia są nieuchwytne. Jakaś bliskość, ale nierealna, w której ty też się przeistaczasz. Poza tym wtedy nie wiedziałem jeszcze, że jestem...

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał własny

Materiał nadesłany

Autor:

Krystian Lupa, Łukasz Maciejewski

Data:

14.12.2017