Aż trudno uwierzyć, ale Emil Wesołowski tancerz i choreograf tak bardzo związany z Poznaniem, dopiero w Wielkim Tygodniu zrealizował swój pierwszy balet w rodzinnym mieście. Wesołowski uderzył w najwyższe "C" i zaproponował nam "Harnasie" Karola Szymanowskiego. Na premierę przyjechała z Warszawy, dokąd "wyemigrował", rodzina: żona Hanna Staszak i syn Paweł.
W ubiegłym roku Emil Wesołowski wystawił "Harnasie" w Warszawie i wywołał burzę: starsze pokolenie krytyków odsądziło go od czci i wiary. Młodzi zachwycili się jego propozycją "Harnasi" lat dziewięćdziesiątych. Przed premierą mówił mi choreograf: - Nie chcę robić cepelii, rekonstrukcji. Mnie interesuje zbudowanie współczesnej wersji tematu. Niektórzy próbowali w moich "Harnasiach" zobaczyć bandę wołomińską i pruszkowską, inni dopatrzyli się wpływów " West Side Story". W Poznaniu nie zmieniam swojej koncepcji. Inne są tylko kostiumy, ponieważ wynika to z drobnych korekt scenograficznych. Współczuję krytykom, którzy chodzą do teatru oglądać eksponaty muzealne. Wesołowski zaproponował rzecz o namiętnościach targających każde pokolenie. Zaproponował bardzo interesującą transpozycję góralszczyzny na język tańca modern. Wreszcie językiem tańca opowiedział historię nienawiści i miłości. Jego balet to po prostu teatr tańca.