Miałam napisać felieton na czasie, o Małych Warszawskich Spotkaniach Teatralnych, ale w ostatnich dniach zdarzyły się rzeczy, przez które zmieniłam zdanie - pisze Malina Prześluga dla e-teatru.
Po pierwsze, ku mojej olbrzymiej radości, wczoraj do Poznania zawitał Grigore Todiraş, a po drugie, po latach poszukiwań, udało mi się znaleźć w antykwariacie na Matejki jego "Drwię sobie z waszego teatru". Todiraş nie byłby sobą, gdyby nie wywrócił wszystkiego do góry nogami... Swoją drogą wczorajsze spotkanie w Teatrze Polskim jeżeli chodzi o poziom zaskoczenia było swoistą powtórką z rozrywki - pamiętamy pewnie jeszcze ostatnią wizytę Todiraşa w Polsce siedem lat temu, zdaje się, że w Teatrze Dramatycznym w Warszawie, gdy podczas wykładu o dramaturgii Jary Cimrmana wyszedł na chwilę, by zadzwonić na policję z informacją, że pod Teatr ktoś podłożył bombę. Ewakuowano cały budynek, a Todiraş krzyczał po mołdawsku do mikrofonu. Potem okazało się, że wykrzykiwał swój manifest o teatrze nieistniejącym, ale kto go tam wtedy wiedział. Performens kosztował miasto grube pieniądze, a stary Todiraş w opinii publicznej dostał wilczy bilet. I