W moich zapiskach pojawiają się przerwy wakacyjne. Zapowiadam je, by nie narażać szanownych Czytelników na daremne poszukiwania. Zdarzyło się jednak (moja wina), że nie wydrukowano "Dzienniczka" z datą 3 bm. Zagalopowałem się w rozjazdach i bardzo późno podyktowałem materiał, nie dając redakcji szans na wciśnięcie go do tradycyjnego piątkowego wydania. Przepraszam! Na dodatek biję się w piersi z jednego jeszcze powodu. Jest nim mój chorobliwy konserwatyzm, maniakalne przywiązanie do tradycji, nadmierna niechęć do nowinek. Ileż to razy manifestowałem brak zrozumienia dla komputera, techniki cyfrowej, Internetu. A tu właśnie internauci (zmieniam zdanie na ich temat) podnieśli raban, że nie ma mnie na łamach. Jeszcze jedna lekcja pokory i dystansu potrzebna każdemu. A wojaże przyniosły takie oto zdarzenie. Udałem się do Teatru Narodowego na przedstawienie "Operetki" Witolda Gombrowicza. Sam autor pisze o niej tak: "Operetka nie ma nic wspólne
Tytuł oryginalny
Mój "Dzienniczek Polski"
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Polski nr 144