"Wyścig spermy" w reż. Macieja Kowalewskiego w Teatrze Na Woli w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.
Trudno pojąć, czemu sympatyzujący z prawicą recenzenci hurmem rzucili się na "Wyścig spermy" Macieja Kowalewskiego. I nie chodzi tu o uwagi artystyczne - utwór w rzeczy samej jest słabszy od poprzednich tegoż autora, a pomysł wykpienia reality show ryzykownie graniczy z jego akceptacją. Oto wybrani z wielu krajów kandydaci walczą o prymat w tytułowym wyścigu - po prezentacji zawodników głos przejmują plemniki i jajo, a na koniec następuje oczekiwany cud, czyli zapłodnienie. Recenzenci prawicowi wszelako nie tyle mają za złe autorowi, że o ich ulubionym temacie poczęcia pisze, ale że wspina się po plecach papieskich dla rozgłosu i jak ten diabeł na mszę dzwoni. Tymczasem powinni Kowalewskiego wychwalać, że tak dzielnie sprzeciwia się aborcji, krzewi nastroje prorodzinne i dba o podniesienie dzietności. W kraju, w którym obowiązuje jedna z najbardziej restrykcyjnych ustaw antyaborcyjnych, "Wyścig spermy" wcale taki śmieszny nie jest, a z kilku powod�