EN

26.04.2012 Wersja do druku

Moher z Amsterdamu

- Nie boję się być osobno. W moim zawodzie współpraca to podstawa, więc staram się być komunikatywny w kontakcie z aktorami, reżyserem, z publicznością. Ale zawsze mnie ciągnęło do tych, co idą pod prąd, trochę wykluczonych - mówi REDBAD KLYNSTRA, aktor Teatru Studio w Warszawie.

Agnieszka Kublik: Jest pan pół Fryzyjczykiem, pół Polakiem? Ta fryzyjskość ma znaczenie? Redbad Klijnstra: Ma, ma. Geny fryzyjskie są po ojcu. Rozumiem zachowania fryzyjskie, język fryzyjski, choć nie piszę po fryzyjsku. Nawet nazwisko próbował pan pisać w ojczystym języku, czyli Klynstra. - Ojciec, będąc patriotą fryzyjskim, przywrócił sobie tę pisownię. Przywrócił? - Tak, bo kiedy Holendrzy przejęli władzę, wprowadzili swoją administrację i język, a w holenderskim nie ma "y", i przerobili nam je na "ij". Fryzja była niezależna, dziś jest w granicach Danii, Niemiec i Holandii. - Dawno, dawno temu miała króla. To waleczny naród, powstrzymał Rzymian idących na Anglię. Potem były rozbiory. Wie pani, że Holendrzy oficjalnie uznali fryzyjski za język regionalny dopiero w latach 90. XX w? Holandia to zaborca? - Ja tego już nie czuję, jestem z Amsterdamu, który jest czymś innym niż reszta kraju. Ale ojciec o Holendrac

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Moher z Amsterdamu

Źródło:

Materiał nadesłany

Gazeta Wyborcza nr 94/21-22.04.

Autor:

Agnieszka Kublik

Data:

26.04.2012

Wątki tematyczne