Czy "Tartuffem" można powiedzieć coś nowego? Wydaje się, że po tylu wiekach eksploatowania tego tytułu raczej nie. Można jednak spróbować uczciwie i rzetelnie przygotować inscenizację, by nie stała się jedynie produkcyjniakiem i wypełniaczem przedpołudniowych godzin w miesięcznym repertuarze - o spektaklu "Tartuffe czyli Szalbierz" w reż. Grzegorza Chrapkiewicza w Teatrze im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu pisze Hubert Michalak z Nowej Siły Krytycznej.
Kaliski "Tartuffe czyli Szalbierz" jest propozycją skierowaną głównie do szkół. Kształt sceniczny spektaklu jednak wskazuje na ambitne podejście twórców do wyzwania zrealizowana lektury szkolnej - i już za samo to należy się im uznanie. Reżyser, Grzegorz Chrapkiewicz, często realizujący komedie i farsy, z dramatu Moliera wydobył elementy komiczne. Okazuje się, że jego decyzja była słuszna, a spektakl - choć niewolny od wad - podoba się widowni, także tej nienajłatwiejszej do okiełznania, szkolnej, czego doświadczyłem oglądając jeden z porannych popremierowych pokazów. Kaliskie przedstawienie rozgrywa się na stopniach wiodących do zawieszonej w głębi i oddzielonej półprzezroczystą materią figury Ukrzyżowanego. Figura jest tak ogromna, że widzimy postać tylko od nóg do brzucha, reszta ginie gdzieś nad sceną. Chrystus, jak milczący świadek, przygląda się wariactwom Orgona (Lech Wierzbowski) i knowaniom zaproszonego w jego progi szalbierza