Mody są jak niespodzianki pogody. Nigdy ich nie brak, a wciąż zaskakują, chociaż można je przewidywać. Sukcesu mody retro wolno było spodziewać się od dość dawna. A jednak swoim zasięgiem zastanawia: teatr, film, TV - wszędzie pełno retro. Doszło do tego, że wyprzedzającemu mody felietoniście nie wypada pisać o retro, pomysłowi dziennikarze starają się już słowa retro unikać w tytule.
Ale retro trwa. Jeszcze trwa. I nie prędzej nas opuści niż moda na lampy pseudonaftowe. Retro w teatrze jest nawrotem do starej, pięknej mody teatru aktora i psychologii indywidualnej. Jedni wówczas mówią: muzeum. Inni korygują: stylowość. A to jest retro. W Teatrze Współczesnym w Warszawie "Jan Gabriel Borkman", starego, z czasu prawdziwych lamp naftowych, Ibsena. Muzeum? Czy może spódnica do ziemi, zamiatająca stopnie w autobusie miejskim? "Können Sie ibsen? Wie macht man das?" - brzmiał stary dowcip Młodych Niemiec. Reżyser Bardini wie, jak robić Ibsena. Teatr Współczesny ma aktorów, którzy staroświeckiego Ibsena mogą zagrać współcześnie. Halina Mikołajska, Zofia Mrozowska, Henryk Borowski to aktorzy, którzy ubiory z fin de siecle'u potrafią nosić nie tylko w sposób zewnętrznie naturalny i dzisiejszy. A do problemów Ibsena, choć niby tak odległych, nieraz przymierza się współczesność. Siostry z "Borkmana" są jak siostry z Bergmana. A Jan