"Matka" w reż. Piotra Chołodzińskiego w Teatrze STU w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
Do twarzy mu z rydzem na głowie. Szalenie do twarzy. Zwłaszcza że, gdy monstrualny rudy grzyb osiadł na ciemieniu wielkiego aktora, ktoś o dobrym smaku estetycznym odciął rudemu monstrum nogę. Ale - mniejsza z tym... W "Matce" Witkacego - którego to tekstu reżyserii w Teatrze Scena STU podjął się Piotr Chołodziński - rolę tytułową, postać potężnej alkoholiczki, wdowy i matki wyczerpanej, rolę niejakiej Węgorzewskiej Janiny, matrony starej, chudej i wysokiej, zagrał - Jan Peszek. W drugim akcie czaszkę tragika krasi gustowna peruka barwy soków świeżego rydza. Słowem - chłop. Chłop w roli baby. Nic w tym dziwnego. Za czasów Szekspira takie podmianki były normą. W Japonii do dziś w cenie najwyższej są członkowie aktorskiej kasty mężczyzn, którzy w role kobiece wchodzą alchemicznie. O sobie nie będę się rozwodził. Powiem tylko, że jak w żniwa, o zmierzchu kolejnego dnia wytężonego klecenia snopków, babcię przy stole udawać zaczynam,