Ten sezon przyniósł inwazję nowych reżyserów. Starsi zostają dyrektorami - o trudnej sztuce reżyserowania opery pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.
Jeszcze do niedawna był tylko on, Mariusz Treliński. Twierdzono, że zrewolucjonizował teatr operowy w Polsce, odkurzył go i unowocześnił. Nazywano go cudownym dzieckiem, uczyniono pupilkiem mediów. Ale od dwóch sezonów jest dyrektorem artystycznym Opery Narodowej i układanie jej repertuaru zajmuje mu równie dużo czasu co reżyserowanie. Teraz bardziej prowokują do dyskusji inni reżyserzy. Na dodatek Mariusz Treliński częściej ostatnio odświeżał dawne inscenizacje na kolejnych scenach: wileńskiego "Borysa Godunowa" wystawił w Warszawie, warszawską "Damę pikową" - w Łodzi, a potem w Tel Awiwie. Absolutną nowością była jedynie "Traviata" w Operze Narodowej, bardziej wszakże bulwersująca przed premierą niż po niej. Ale też Treliński zawiódł tych, którzy oczekiwali widowiska w stylu pop z udziałem zaangażowanych przez niego bohaterów "Tańca z gwiazdami". Otrzymali co prawda spektakl z akcją przeniesioną do nocnego klubu, jednak reżyserskie pomy