Gdyby nie oni, kulturalne oblicze Białegostoku byłoby blade i nijakie. Chcą dużo, rozpiera ich energia, pomysł goni pomysł. Tworzą niszowy teatr, niszowy film. Pytanie tylko, na ile wystarczy im pasji? Młody kulturalny Białystok to źródło talentów. Miasto musi o nie zadbać, nie odwracać się do nich tyłem. Bo aż strach wyobrazić sobie, co się stanie, gdy źródło któregoś razu wyschnie - pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.
Mamy w Białymstoku kilka energicznych grupek, które to, co oględnie nazywa się "kulturą w mieście", wznoszą o co najmniej kilka szczebli. To ludzie różni: a) tacy, którzy jeszcze się uczą; b) którzy już naukę skończyli i w życie wprowadzają idealistyczną wizję, skonstruowaną przez nich jeszcze na studiach, póki co nie wiążąc się etatowo z żadną instytucją; c) to wreszcie ci, którzy już pracują w placówkach kulturalnych, ale to, co tam czynią, wykracza grubo poza ich obowiązki. Filmowy ambasador Rozwińmy punkt c), na pozór skomplikowany. Znakomitym przedstawicielem tegoż gatunku jest Maciej Rant - pracownik Białostockiego Ośrodka Kultury, kierownik podległego BOK-owi kina Forum. To przykład fuzji, na której korzysta i pracownik, i pracodawca. Ten pierwszy w głowie ma mnóstwo świetnych projektów, których realizację nieco ułatwia mu praca w miejskiej placówce. Ten drugi, ułatwiając, nie przeszkadzając, też korzysta, bo dobre im