Oto dwaj młodzi twórcy realizują nowoczesnym językiem filmu i teatru dwa doniosłe, choć bardzo od siebie różne dzieła. Tym, co je łączy, jest szacunek obydwu reżyserów dla tradycji, wręcz dokumentalna wierność historii w przypadku Jana Komasy - o "Zbójcach" w reż. Michała Zadary w Teatrze Narodowym w Warszawie i filmie "Miasto 44" w reż. Jana Komasy pisze Elżbieta Baniewicz w Twórczości.
"Miasto 44" Jana Komasy oglądałam ze ściśniętym gardłem, jak porażający horror. Nie przeszkadzały mi efekty specjalne w postaci zwolnień akcji, deszczu krwi i spadających szczątków ciał po wybuchu czołgu pułapki, ruchome, widziane jakby w malignie ściany kanałów, którymi powstańcy ewakuują się ze Starego Miasta do Śródmieścia ani piosenki "Dziwny jest ten Świat" Niemena czy "Nie płacz, kiedy odjadę" śpiewana przez Marino Mariniego. Reżyser, młodszy od moich synów, ma prawo do własnego języka filmowego. Innego niż pokolenie jego starszych kolegów. Niemniej sposób, w jaki pokazał powstańców, bardzo młodych ludzi wciągniętych w apokalipsę zabijania, na którą kompletnie nie byli przygotowani ani militarnie, ani mentalnie, budzi szacunek. Nie tylko pietyzmem wobec historii i obrazu miasta, odtworzonego na podstawie dokumentów i zdjęć sprzed wojny, z czasów okupacji i powstania, wiernością detali scenograficznych, kostiumów i rekwizytów,