"Hamlet" na Pradze? Dlaczego nie w Polskim czy Narodowym? Jakimi siłami? Gdzież ci wielcy aktorzy?
Takich wiele głosów słyszałam od chwili, gdy Teatr Powszechny zapowiedział swego "Hamleta". Bo wciąż jeszcze pokutują u nas poglądy, że "Hamlet" to tabu, którego nie należy lekkomyślnie tykać. Że role Hamleta i Ofelii to owe buławy, które noszą w swych żołnierskich tornistrach młodzi aktorzy i aktorki tak długo, aż dojrzeją, ale jednocześnie się zestarzeją i staną się ich godni. A tymczasem rzadko komu przychodzi do głowy spojrzenie na "Hamleta" obcym, świeżym okiem jako na rewelacyjnie piękną i mądrą sztukę, którą można by zagrać choćby najmłodszymi silami teatru. Starać się odkryć ją w własnym zakresie jak gdyby przedtem nikt jej nie znał. Spojrzeć na "Hamleta" w oderwaniu od tysięcy rozpraw mu poświęconych, od teorii, rozważań filozofów, psychoanalityków, upatrujących tam kompleks Edypa (zazdrość Hamleta o matkę), moralistów, roztrząsających na wielu stronicach rozpraw sprawę, czy Hamlet postąpił słusznie, pociąga