- Cały czas, głównie starsze panie chcą się u mnie gwałtownie leczyć. Publiczność bardzo utożsamia aktora z rolą - mówi MARIAN OPANIA, aktor Teatru Ateneum w Warszawie, który gra lekarza profesora Tadeusza Zyberta w serialu "Na dobre i na złe".
Niedawno skończył 65 lat, ale nie planuje z tego powodu żadnego wielkiego jubileuszu. Woli uprawiać swój zawód po cichutku. Jak pan się czuje w roli dostojnego jubilata? - Trochę bez sensu. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że to kawał wieku, ale nie czuję się ani jubilatem, ani nestorem, ani mistrzem. Takie określenia trochę mnie zawstydzają. Czuję się młody duchem, mam jeszcze wiele marzeń i pragnień, i jeszcze pokażę, co potrafię. Nie ma pan poczucia misji? - Proszę pana... Role, które pachną misją i w których wychodzi się poza obręb rzetelnego rzemiosła, zdarzają się raz na dziesięć lat. W stosunku do siebie mam bardzo duże wymagania i wiem, że takich ról, pod którymi mógłbym podpisać się obiema rękami nie było zbyt dużo. Które z nich uważa pan za najlepsze? - Wszystkich było setki, ale te najbardziej znaczące to pewnie "Skok" Kazimierza Kutza, za który dostałem nagrodę Cybulskiego, "Palec Boży" Antka Krauzego i