"Przebudzenie wiosny" w reż. Wiktora Rubina, Teatr Polski im. Hieronima Konieczki w Bydgoszczy. Pisze Paweł Schreiber w Didaskaliach-Gazecie Teatralnej.
Przed zajęciem miejsca na widowni trzeba przejść po wyłożonej lustrami podłodze sceny. To sytuacja niepewna, a nawet niebezpieczna - pod stopami rozciąga się ogromna, pusta przestrzeń, na tyle głęboka, że jej krańce giną w mroku. Kiedy wreszcie siadamy, oddychamy z ulgą, że przez najbliższą godzinę nie my, lecz aktorzy będą balansować nad tą otchłanią - i zapewne od czasu do czasu tracić równowagę. Balansowanie nad przepaścią nie tylko oddaje sytuację bohaterów Wedekinda, opuszczających bezpieczny świat dzieciństwa i zaczynających badać granice otwierającej się przed nimi nowej przestrzeni możliwości - i przestrzeni zagrożeń - ale jest też dobrą analogią niebezpieczeństw związanych z adaptacją "Przebudzenia wiosny". Ryzyko utraty równowagi wiązało się tu przede wszystkim z wyborem dramatu, który o problemach bardzo silnie dziś dyskutowanych (takich jak seksualność dzieci i młodzieży czy aborcja) mówi językiem przełomu XIX