Rzadko się u nas grywa tragików greckich. Po trochu już zapomnieliśmy, jak wyglądają na scenie Ajschylos, Sofokles, Eurypides. Straszą nas ich nazwiska - to efekt niedobrych metod nauczania literatur starożytnych. Długa lista obowiązkowej lektury w klasach licealnych przywodzi zawsze gorzkie wspomnienia. Skłonni do pochopnych wniosków wydajemy wyroki: to nuda, rupieciarnia. Jakież znaczenie mogą mieć dla nas sprawy sprzed dwudziestu kilku wieków, wyrosłe w zasięgu innych kultur i innych problemów? Nie lubimy osobliwości muzealnych. Zdarza się jednak, że rzeczy stare bywają stare pozornie. Kiedy im się przyjrzymy dokładniej, zaczynamy w nich odkrywać jakieś nowe walory, elementy, które nas zdumiewają - zaskakują. I dochodzimy do wniosku, że im dalej wstecz sięgamy, tym więcej odnajdujemy tam elementów "nowoczesności", która w sztuce znaczy tyle co odkrycie. Im bliżej czasów współczesnych, tym odkryć mniej, tym więcej "plagiatów". Skończyła
Źródło:
Materiał nadesłany
"Tygodnik Powszechny" nr 8