Przedstawienie zaczyna się dziwnie. Wraz z podniesieniem się kurtyny na pogrążoną w ciemnościach scenę wpada gromadka młodych ludzi na hulajnogach, wykrzykując romantyczne hasła. I wśród nich jest też rozbawiony Gustaw. Ale w tym samym też momencie z ciemności wyłania się guślarz z dziećmi. I już po chwili zaczynają się obrzędy cmentarnego wywoływania duchów a więc owych tytułowych dziadów. "Dziady" na przygotowanym w 200-lecie teatru w Kaliszu spektaklu pomyślane zostały przez Macieja Sobocińskiego jako historia: mają być bowiem w zamyśle reżysera opowieścią o drodze życiowej i dojrzewaniu Gustawa-Konrada, jego poszukiwaniu doznań metafizycznych, jego drogi do Boga. Punktem wyjściowym dla kaliskich "Dziadów" stała się zapewne nigdy nie zrealizowana koncepcja Tadeusza Kantora. Przedstawienie dzieli się wyraźnie na dwie części. Pierwsza urzeka rytmem, dynamiką, bogactwem scen i obrazów. Druga, której osią jest Wielka
Tytuł oryginalny
Młode, dynamiczne i trochę szalone...
Źródło:
Materiał nadesłany
Głos Wielkopolski nr 13