"Casablanca" w reż. Michała Siegoczyńskiego w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Lidia Raś w Polsce Metropolii Warszawskiej.
Michał Siegoczyński, zafascynowany, co podkreśla, filmem Michaela Curtiza "Casablanca", przygotował w warszawskim Teatrze Powszechnym spektakl inspirowany tym kultowym obrazem. Sięganie do tradycji, by poddać ją zabiegom innowacyjnym postulował już Eliot. Nic w tym złego, ale działanie takie służyć miało jakiejś wyższej idei. Tej niestety w "Casablance" Siegoczyńskiego zabrakło. Co gorsza, mam nieodparte wrażenie, że magiczny tytuł "Casablanca", który znają wszyscy miłośnicy kina, stał się dla reżysera i autora scenariusza jednocześnie, czymś w rodzaju protezy, która ma ułatwić życie niezbyt udanej sztuce. Taki romans z klasyką kina wyraźnie reżyserowi odpowiada. Trzy lata temu przygotował spektakl "HollyDay", inspirowany "Śniadaniem u Tiffany'ego". Także niestety przegadany, z bezbarwnymi rolami i słabym tekstem. Niezrażony, kontynuuje jednak Siegoczyński przygodę z kinowymi hitami. Tym razem postanowił "zdekonstruować i zdemolować"