To mógł być i chyba miał być klejnot w repertuarze Teatru im. Juliusza Osterwy. Kolia czy też piękny, efektowny, przyciągający uwagę naszyjnik. Nanizano nań prawdziwe perły. W "Romeo i Julii" Wiliama Szekspira, premierowo pokazanym w minioną sobotę, tych pereł dało się zliczyć wiele. Najsłynniejszy mit opiewający miłość wszech czasów opowiedziany został językiem bardzo współczesnym. Tłumaczenie Stanisława Barańczaka, po które sięgnęli realizatorzy można nazwać kongenialnym, a przy tym bezpośrednio przemawiającym do naszej dzisiejszej wrażliwości. Nie trzeba było ubierać bohaterów w dżinsy, żeby Romeo i Julia z początku trzeciego tysiąclecia utożsamiali się z kochankami sprzed wieków. Scenografia Aleksandry Semenowicz spełnia kryteria skrótowości i symbolu, nawiązując przy tym do Norwidowych strof z Werony. Cyprysy flankujące nader klasycystyczne ruiny mają na scenie swe zwielokrotnienie w rzeźbiars
Tytuł oryginalny
Mit ujęty klasycznie
Źródło:
Materiał nadesłany
Kurier Lubelski nr 34