Jeden z naszych żużlowców ze sztuki "Szwoleżerowie" podczas relaksu na polanie mówi, że to mikroświatek, ten żużel, szuflada jakaś, nisza, w której siedzimy wraz z grupką kibiców. Mistrzowie nasi, gwiazdy nasze to mikroświatka mistrzowie nieznacząco różniący się w odbiorze społecznym od mistrzów posuwania krążka froterką po wyślizganej podłodze. Doznałem podobnego uczucia, jadąc pociągiem do Bydgoszczy na próby "Szwoleżerów" - felieton Artura Pałygi dla e-teatru.
Pociąg zatłoczony. Te fascynujące spotkania w przedziałach, nigdy nie wiesz, z jakimi czekoladkami się znajdziesz w pudełku. Tym razem los wrzucił mnie do pań dyskutujących o zdrowej żywności. Początkowo ciekawe. Dowiedziałem się paru nowych rzeczy. Ale było ich za dużo, żebym wszystko ogarnął i szybko zacząłem się gubić. Upewniałam się, dzwoniłam wiele razy do floty polskiej, tajwańskiej, japońskiej, czy moje glony wypłynęły już z portu i dokładnie kiedy. I nie mam pewności, czy nie są napromieniowane. Myślę, że już mnie mieli dosyć w Japonii - powiedziała niesamowicie szczupła pani i nie wytrzymaliśmy. Nasze spojrzenia skrzyżowały się - moje i dziewczęcia naprzeciw mnie siedzącego. Wiadomo, jak jedno się uśmiechnie, to drugie bardziej, to pierwsze jeszcze bardziej. No i, jak to się mówi, parsknęliśmy śmiechem. Panie ucichły, zrobiło się głupio. Wyszliśmy oboje na korytarz. Głowa przez okno, rozwiane włosy itd. I doką