Mistrz nigdy się nie śpieszy, zawsze ma mnóstwo czasu, gdyż żyje poza bieżącymi problemami. Mistrza nie interesują doraźne kłopoty, jak np. konieczność zamknięcia teatru na wiele dni, aby mógł w spokoju cyzelować dzieło. Mistrz gładko zagłębia się w transcendencję, z łatwością żongluje metafizyką i teologią, uprawia teatralną kabałę. Mistrza w ogóle nie interesuje tak przyziemna sprawa, jak wytrzymałość publiczności. Mistrz uważa, że w ostatecznym rachunku liczy się tylko sztuka, przez którą można "zjadaczy chleba w aniołów przerobić", więc niech cierpią cztery godziny w dusznym wnętrzu Starego Teatru Mistrza, wstydliwie krzepiąc mdłe ciało przy bufecie - wyzwolenie idzie bowiem przez cierpienie. Jerzy Jarocki jest Mistrzem przez bardzo wielkie "M". Piszę to bez cienia ironii. Gotów jestem przywołać wszystkie wielkie przedstawienia (a było ich sporo), które przygotował w Starym Teatrze i na innych polskich scenach, aby dowieś
Tytuł oryginalny
Mistrz Jarocki i jego "Faust"
Źródło:
Materiał nadesłany
Czas Krakowski nr 27