EN

4.05.2023, 11:54 Wersja do druku

Mistrz i Mistrz zrobili spektakl. Mistrza i Małgorzatę!

„Mistrz i Małgorzata” wg Michaiła Bułhakowa w reż. i chor. Janusza Józefowicza w Teatrze Studio Buffo w Warszawie. Pisze Katarzyna Jakubiak.

fot. Karolina Milewska

Najtrwalszy związek show biznesu, jak sami siebie nazywają Janusz Józefowicz i Janusz Stokłosa znowu zaskoczyli widzów, tym razem interpretacją kanonu literatury światowej - wystawili Bułhakowa. Jakże niestosowny moment? Po obejrzeniu tego spektaklu ma się przeświadczenie, że chyba nie mogło być bardziej stosownego! Kiedy jak nie teraz właśnie, warto zrozumieć złożoność Rosji i tego, że ich pierwotne instynkty nigdy się nie zmieniły. Wszystko aktualne. 

Idąc na Mistrza i Małgorzatę właściwie nikt nie spodziewa się czegokolwiek nowego, dobrze znana powieść, interpretowana setki razy przez różnych artystów, ale Mistrz i Małgorzata w Teatrze Buffo zaskakuje widza już od pierwszej sceny. Jest niesztampowy, zupełnie inny niż dotychczasowe inscenizacje. Spektakl w reżyserii, inscenizacji i choreografii Janusza Józefowicza, z muzyką Janusza Stokłosy z librettem Galiny Polidy i Yury Ryashentseva, z piosenkami Andrzeja Poniedzielskiego po prostu nie mógł się nie udać.

Kiedyś w wywiadzie Janusz Józefowicz powiedział, że marzy mu się Mistrz i Małgorzata na scenie Teatru Buffo, właśnie je spełnił, a widzom którzy poszukują dobrej sztuki, która trzyma w napięciu od początku do końca spełnią się ich marzenia.

Spektakl trwa ponad trzy godziny, raczej nie należy do krótkich, a jednak twórcom udało się zrealizować takie widowisko, podczas którego widz nawet przez chwilę nie pozwala odejść myślom dalej niż teatralna scena. To nie lada wyczyn, by tak zaspokoić wszystkie potrzeby publiczności, by ta była pochłonięta przez kilka godzin cały czas. Im się udało.

Nie małą oczywiście zasługę ma też świetnie dobrana obsada, rzadko na jednej scenie występuje kilka pokoleń utalentowanych aktorów, którzy przyciągną uwagę widza, zaśpiewają nie tylko piosenki, ale i arie, i na dodatek sprawią, że grane przez nich postaci stają się nam bliskie, nawet te najczarniejsze charaktery, a przecież w Mistrzu i Małgorzacie przekrój charakterologiczny bohaterów jest przecież pokaźny.

Nienaganna jak zawsze Natasza Urbańska we wcieleniu romantycznej wiedźmy, dla miłości gotowej na wszystko, robi ogromne wrażenie na widzach. Do tej pory chyba nie mała okazji pokazać się od tak różnych stron pod względem kreacji postaci, a sprostała zadaniu i to naprawdę dobrze. Jako królowa piekła zachwycała charyzmą, zmysłowością i siłą, a w scenach z Mistrzem już przeobraziła się w delikatną, zakochaną kobietę. Dołączając do tego akrobatyczny taniec w powietrzu i wykonanie utworów mamy Małgorzatę. W parze z Rafałem Drozdem. Świetne połączenie, romantyczny, wręcz eteryczny Mistrz. Zjednuje sobie widownię natychmiast i gra… na uczuciach widzów aż do ostatniej sceny. Nie sposób nie poczuć, co przeżywa jego bohater. 

fot. Karolina Milewska

Woland stworzony przez Mirosława Konarowskiego jest specyficznym, dżentelmeńskim diabłem władającym świtą upadłych aniołów z kotem Behemotem na czele. W tej roli Akradiusz Pyć. 

Doskonała wręcz Hella kreowana przez Katarzynę Granecką, młodą utalentowaną wokalnie i scenicznie aktorkę młodego pokolenia, która z roku na rok coraz bardziej świadomie staje się gwiazdą. Z pewnością jeszcze nie raz o nie usłyszymy, jeśli tylko los okaże się dla niej łaskawy, przynosząc nowe, ciekawe i rozwijające role. 

Nie można nie wspomnieć o Korowiowie w wykonaniu Mariusza Czajki, tu akurat nie ma zaskoczenia, aktor jest dobry we wszystkim w czym gra, czyniąc cacko nawet z epizodu.

Kajfasz – Wojciech Gierlach, cóż, on nie zaśpiewał swojej partii, on wygrzmiał, za co został doceniony gromkimi brawami przez publiczność.

Połączenie wyjątkowej muzyki Janusza Stokłosy, momentami przechodzącej w operę, żeby zaraz potem przejść w nostalgię i romantycznie unosić widzów w miłosnych scenach. Autor powinien dostać za nią nagrodę. Nie tylko od publiczności.

Nie lada wrażenie robi także scenografia Andrzeja Worona i Marka Chowańca, szczególnie w scenie balu w piekle. Feeria barw, potęga świateł, kostiumy, monumentalność tego scenicznego kadru jest wyjątkowa, nawet nie ma sensu opisywać, trzeba zobaczyć! 

Bez względu na poglądy, sympatyzowanie lub nie z literaturą rosyjską ten spektakl należy zobaczyć. Chociażby po to, żeby wiedzieć, że prawdziwy teatr wciąż żyje! I przetrwa, jeśli będą go tworzyć ludzie z pasją, wizją i marzeniami. Tak jest w tym przypadku. Gratulacje. JJ i JS oczarowaliście widzów.

Źródło:

Materiał nadesłany